poniedziałek, 22 czerwca 2015

Mon Coteau czyli... Morskie Oko

Z francuskiego jednak - "Moje Wzgórze". Tym, którzy z językiem francuskim styczność mieli, wymowa tej nazwy skojarzy się zapewne od razu z dzielnicą Mokotów - i słusznie, ale tylko poniekąd. Choć tytułowa nazwa powstała w XVIII wieku, Mokotów rodowód ma starszy i etymologicznie wywodzi się od imienia Mokot, niegdysiejszego właściciela / dzierżawcy tych ziem. Przytoczone określenie jest wtórne do nazwy wsi Mokotowo (a więc poprzednika dzielnicy), być może miało do niej nawiązywać, ale z pewnością nie stanowi jej nazewniczej genezy. Czym więc jest Mon Coteau ?

Otóż w rejonie skrzyżowania ulic Puławskiej i Dworkowej, na skarpie a także poniżej niej, rozciągał się w XVIII wieku park, a w zasadzie założenie pałacowo-ogrodowe Lubomirskich. Jako "Mon Coteau" ochrzciła go Izabela z Czartoryskich Lubomirska. W ramach założenia wybudowano także pałacyk, dziś nazywany Pałacem Szustra, choć do czasów tegoż nabywcy (wiek XIX) pałac zdążył już kilkukrotnie zmienić właścicieli, ucierpieć w wyniku działań zbrojnych oraz zmienić architektoniczny styl. Do neogotyckiego pałacyku (dziś siedziba Warszawskiego Towarzystwa Muzycznego), stojącego na samym skraju Skarpy Warszawskiej, doprowadzi nas dziś m. in. niewielka uliczka Morskie Oko.














Jeśli już o Morskim Oku mowa to dziś właśnie pozostałości owego założenia pałacowo-parkowego oglądać możemy w postaci Parku Morskie Oko. Na myśl przychodzi nam zapewne tatrzański staw o wyjątkowej urodzie, oddalony jednak o setki kilometrów. Skąd Morskie Oko tutaj ? Podobieństwa dopatrzono się w barwie jednego z parkowych zbiorników wodnych - glinianki, położonej w pobliżu ulicy Dworkowej i to najpierw do niej przylgnęła ta urocza nazwa. Glinianka o tyle jeszcze jest ciekawa, że legendy miejskie umieszczają na jej dnie wozy konne a nawet czołgi z czasów wojny :)

Zanim jednak Morskie Oko (jako park) stało się dzisiejszym Morskim Okiem, przez lata funkcjonowało jako park rozrywki Promenada, letnisko Warszawiaków obejmujące część ogrodu pałacowego poniżej skarpy. Dziś jeden ze stawów w parku (Promenada) upamiętnia swoją nazwą ten okres.

Co jeszcze odnaleźć możemy z dawnego Mon Coteau ? Przy ulicy Puławskiej stoją, przyciągające uwagę, dwie jakby "bramy", aż chciałoby się wzrokiem poprowadzić między nimi nieistniejący mur, który niegdyś je łączył. Te bramy to Domek Mauretański (od strony centrum miasta) oraz Domek Gotycki, zwany także Gołębnikiem (od strony południowej). Ciekawostką jest, że z wieży tego drugiego grany jest codziennie o 17:00 Marsz Mokotowa. 



Jest jeszcze mauzoleum samego Szustra - ładnie odnowiona kaplica z końca XIX wieku, którą odnajdziemy w parku Morskie Oko.



 Jeśli już znajdziemy się w Morskim Oku, warto spędzić czas nie tylko na podziwianiu pozostałości dawnego zespołu pałacowego Lubomirskich. Cała okolica godna jest uwagi i trudno odmówić jej uroku. Skarpa pocięta jest na tym odcinku małymi uliczkami i licznymi schodami, przy czym każde są na swój sposób niepowtarzalne. Niekiedy napotkamy na zarośnięty bluszczem dom czy modernistyczną cichą willę.

















W kwestii willi warto wybrać się w rejon ulic Chocimskiej i Willowej - odnajdziemy tu praktycznie całą kolonię unikalnych urokliwych budynków, pamiętających często lata dwudzieste XX wieku.





No i zawsze po powrocie z takiego spaceru powiedzieć możemy: oto dziś byliśmy nad samym Morskim Okiem :)



poniedziałek, 16 lutego 2015

Rozjarzone miasto neonami...

      "..., kolorowe bary kuszą nas,
        a ja idę z parasolem Alejami,
        przypominam sobie tamten czas..."

Choć w szancie tej mowa o wspomnieniach z morza, to jednak trafnie ilustruje ona również omawiany temat. Czas istotnie już niestety TAMTEN, bo obecnie z bardzo świetlanej (dosłownie) przeszłości Warszawy ostało się niewiele.

I choć dziś jeszcze niejeden spoglądając na wielkie, nierzadko oślepiające, reklamowe billboardy powie "o, ile neonów !" - mylić się będzie bardzo. Większość obecnych nocnych reklam to podświetlane halogenami lub technologią LED szyldy, które z neonowymi, fantazyjnie świecącymi rurkami nie mają nic wspólnego (ani technicznie, ani estetycznie).

Neon jest jednym z gazów szlachetnych, ale w naszym kontekście to skrótowe określenie lampy neonowej. Lampa takowa świeci pod wpływem zjawiska zwanego wyładowaniem jarzeniowym, a związanego z wymuszeniem przepływu prądu elektrycznego przez gaz szlachetny. Mówiąc krócej: do rurki wypełnionej gazem przykładamy z obu stron elektrody pod odpowiednim napięciem i gaz zaczyna świecić.




Choć lampa nazywana jest neonową, wykorzystuje się w niej nie tylko neon, ale również inne gazy szlachetne. W zależności od użytego gazu uzyskać można różne kolory świecenia. Neon jest najpopularniejszy i daje w efekcie kolor czerwony. Argon pozwala uzyskać kolor niebieski, a krypton - biały. Niektóre kolory uzyskuje się poprzez dodanie domieszek rtęci lub pokrycie rurek substancjami zwanymi luminoforami.

Lampa neonowa to wynalazek sięgający początku XX wieku, a pierwszym warszawskim neonem była prawdopodobnie... butelka piwa z napisem "porter", wytworzona przez firmę Philips, zamontowana na dachu budynku przy skrzyżowaniu Marszałkowskiej i Al. Jerozolimskich w 1926 roku. Większość następnych neonów (do lat 50-tych) produkowała firma Unic-Neon. Neony od początku istnienia pełniły przede wszystkim funkcję reklamową - konkurencyjne sklepy, firmy, zakłady (zarówno większe - przemysłowe, jak i mniejsze - usługowe) prześcigały się nimi w przyciąganiu uwagi klientów. Ta konkurencyjna "walka" rozświetliła miasto, choć w sposób dość chaotyczny, to jednak efektowny. Tak widział to Tuwim w 1936 roku:

          "Rozbłyskana! Nad Polską przeleć meteorem,
            świetlistym dla poetów stań się poematem!
            Spójrz! I Wisła się dziwi, kiedy w nią wieczorem
            wbijasz ostre sztylety kolorowych świateł." 

II Wojna Światowa przyniosła zagładę, również neonową. Pozostało po niej niewiele, a odrodzenie nie było łatwe ze względu na zmianę systemu polityczno-gospodarczego - władzom komunistycznym, przeciwnym prywatnemu rynkowi, neony w swojej marketingowo-handlowej funkcji nie były potrzebne, a wręcz były niepożądane. Powstawało więc ich niewiele, a jak już to powiązane były z placówkami państwowymi.

Lata 50-te i 60-te (a więc po tzw. odwilży październikowej) przyniosły pozytywną zmianę. Nawiązanie kontaktów z państwami zachodnimi a także wpuszczenie (w pewnym stopniu) prywatnych zakładów, sklepików itp. na rynek zaowocowało ponownym rozświetleniem Warszawy. Ambicje ukazania miasta jako pozornie rozwiniętej europejskiej stolicy wprowadziły neony jako element propagandy sukcesu. Z korzyścią dla neonów, bo czas ten można nazwać zdecydowanie ich złotym okresem :) W dodatku była to tym razem (w opozycji do tej przedwojennej) starannie zaplanowana neonizacja ! Projekty neonów zlecano wybitnym artystom i projektantom, a nad harmonią z już istniejącymi neonami i otoczeniem czuwał naczelny plastyk miasta. Wykonano wręcz przemyślaną neonizację całych głównych ciągów ulicznych (np. Al. Jerozolimskich, Marszałkowskiej) ! Większość neonów tego okresu wykonało przedsiębiorstwo "Reklama", funkcjonujące zresztą aż do dziś.

Wiele z neonów miało fantazyjne kształty, napisy były stylizowane, rurki wyginano "wzdłuż i wszerz" a całość nabrała charakteru wręcz sztuki, co wyróżniało neony Warszawy na tle innych europejskich i światowych miast, w których dominowały tylko proste, zwyczajne, "drukowane" litery.




















Historia niestety znów się odwróciła i kres neonom przyniósł światowy kryzys gospodarczy lat 70-tych. Jako jeden z przejawów krachu pojawiły się okresowe niedobory energii elektrycznej. Neony poszły więc na pierwszy "ogień" wygaszania. Po przemianach ustrojowych, lata 90-te i późniejsze nie przyniosły już odrodzenia w tej materii. Na rynek weszły nowe technologie, łatwiejsze i tańsze w wykonaniu i eksploatacji. I jak to często z tym "rozwojem" bywa - tandeta zastąpiła to co wartościowe, a nową "wartością" stał się, jak zawsze, pieniądz.

To co zostało ze złotego okresu (z przedwojennego nie ostało się nic) spotkać możemy w niewielkiej ilości, przede wszystkim przy ul. Marszałkowskiej (głównie na Placu Konstytucji), Al. Jerozolimskich oraz ul. Grójeckiej.

Ktoś jednak w dzisiejszych czasach zainteresował się neonami. Niedawno powstało w Warszawie prywatne Muzeum Neonów, założone przez Ilonę Karwińską. Do kolekcji trafiło wiele neonów, których los wydawał się już zgubny. Powstało także nieformalne stowarzyszenie "Piękne neony", a archiwum projektów neonów od firmy "Reklama" przejęło Muzeum Sztuki Nowoczesnej (może zostaną kiedyś odtworzone ? :)).

Pojedyncze neony znajdują swoich prywatnych opiekunów. Tak się stało np. z neonem "Siatkarka" na Placu Konstytucji. Słynny neon z lat 60-tych, odnowiony dzięki inicjatywie artystki - Pauliny Ołowskiej, po kilkudziesięciu latach przerwy, znów "rzuca piłką" w ulicę Koszykową :) (kolejnym atutem wielu neonów jest symulacja ruchu - nie da się tego odzwierciedlić fotografią, dlatego zachęcam do własnych spacerów i "zawieszenia oka" na świetlnych instalacjach)



Bank BPH za to zajął się neonem "Kioskarz" przy ul. Marszałkowskiej :)



Grupa Orbis odnowiła neon na rogu Al. Jerozolimskich i Brackiej. Neon składa się z 1 kilometra (!) rurek !


Dzięki radnym dzielnicy Ochota oraz Muzeum Neonów, przy Grójeckiej świeci zrewitalizowany neon "Syrenka", będący niegdyś ozdobą dzielnicowej Biblioteki Publicznej (sama Biblioteka zmieniła siedzibę).


W minionym roku dzięki Muzeum Neonów odnowiony został neon "Jaś i Małgosia" z Al. Jana Pawła II, a wraz z nim do lokalu powróciła kawiarnia o tej samej nazwie - kultowa w czasach PRL-u, obecnie nowa, ale nawiązująca do swojej poprzedniczki. 

 
Sporadycznie powstają także zupełnie nowe neony. W 2009 roku na Kępie Potockiej pojawił się neon w kształcie szklanki, z której uchodzą różowe bąbelki. Ma za zadanie przypominać o przyjemności życia i wprawiać w dobry nastrój. Oficjalnie nazywa się "Światłotrysk", nazywany jest też niekiedy Neonem Szczęścia. Zaprojektowany przez Maurycego Gomulickiego a wykonany przez firmę "Reklama" - tą samą, która wykonywała neony w ich złotym okresie.


Na ścianie Urzędu Dzielnicy Wola w 2014 roku zawisnął neon "Wola oddycha". Pulsującym rytmem pokazuje, że mimo tragicznych wydarzeń podczas Powstania Warszawskiego, Wola nadal żyje.



Jak widać, nowe neony zyskują wręcz niespotykane wcześniej funkcje. Od roli marketingowej ewoluowały poprzez ozdobną i propagandową po pamięciowo-historyczną.

Jest więc jeszcze na co popatrzeć, a miejmy nadzieję że będzie jeszcze więcej :)