Wspominane w pierwszej części artykułu Osiedle Skocznia od wschodu ograniczone jest zielonym "urwiskiem" Skarpy Warszawskiej. Na pozór krzaczasty i niedostępny teren przecinają malownicze ścieżki, które bezpośrednio z osiedla prowadzą nas w zupełnie inny świat. Po chwili wędrówki wyłaniają nam się bowiem... wiejskie drewniane i ceglane chałupy z kwiecistymi ogrodami, rodem z dawnych mazowieckich wiosek. Co się stało? Oglądamy się niepewnie za siebie, czy aby dziura w czasoprzestrzeni nie przeniosła nas nagle o dziesiątki kilometrów i lat. Ale nie... z tyłu, ponad bujną roślinnością i gruntową ścieżką sterczą dalej bloki Osiedla Skocznia, z których przed momentem wyszliśmy. Stoimy jak wryci by po chwili ruszyć dalej, coś nas pcha w głąb tego magicznego zakątka i każe sprawdzić co ukaże się za kolejnymi zakrętami tajemniczej drogi.
Ten magiczny świat to relikt wioski Potoki. Wieś ta istniała tutaj od XIX wieku i - co ciekawe - prawie bez szwanku przetrwała aż do końca II Wojny. Po wojnie jednak skazano ją na tzw. śmierć techniczną poprzez zakaz remontu domów.
Kierując się cały czas w linii spadku skarpy, dochodzimy do prostopadłej do nas gruntowej ulicy Jaśminowej. W kierunku południowym doprowadzi nas ona do skrzyżowania z również gruntowymi ulicami: Bocheńską i Potoki (w Bocheńską warto wejść, o ile teraz właśnie nią tutaj nie przyszliśmy, bo wariantów zejścia ze skarpy w omawiany rejon jest kilka - nie mniej każdy jednak powinien nas wyprowadzić na Jaśminową). To skrzyżowanie stanowi centrum dawnej wioski. Krajobraz jest sielankowy a zarazem magiczny i kontrastowy. Z jednej strony połacie łąk, tuż przy nas zabytkowe wiejskie chaty. W drugim kierunku horyzont zamyka zielona skarpa, na której wyrasta wielkomiejskie osiedle. Gdyby nie patrzeć w stronę skarpy i skupić się na najbliższym otoczeniu, zapachach, ludziach, którzy krzątają się przy swoich gospodarstwach - poczulibyśmy się jak na prawdziwych agrowczasach, nie opuszczając przy tym granic Warszawy :)
W ramach dygresji dopowiem, że pierwszy raz w tą okolicę trafiłem niegdyś nocą podczas rowerowej tzw. Nocnej Masy Krytycznej. Nie znając wtedy ów terenów niechcący poprowadziłem wraz ze znajomym peleton w gruntową ciemną drogę. Przekleństw za nami nie było końca, ale i radości dużo gdy udało się w końcu wyjechać na oświetlony asfalt Alei Wilanowskiej :) Żeby za nudno nie było, nawierzchnia była akurat po obfitych opadach..
Przy samej ulicy Potoki uwagę przykuwa dworek pod numerem 5. Niestety, w dość przykrym stanie.
Za to w lepiej zachowanym domu pod nr 7 prezentuje nam się kapliczka z rodzaju tzw. kapliczek fasadowych.
Po przeciwnej stronie ulicy, bliżej jej końca, niepokoi budowa nowoczesnego osiedla Potoki Residence. Na szczęście jednak nie może powstać tu nic wielkiego i gmaszystego - stoimy bowiem w Warszawskim Obszarze Chronionego Krajobrazu, co narzuca deweloperom pewne ograniczenia.
Warto przespacerować się całą główną osią wsi na linii południe-północ, od Alei Wilanowskiej do ulicy Idzikowskiego, dodatkowo zbaczając we wspomnianą wcześniej ulicę Bocheńską. Idąc w kierunku północnym, po wschodniej stronie dopełnia naszą mazowiecką sielankę kolejny relikt - zielony, uroczy gołębnik.
Na wiosnę okolica uraczy nas dodatkowo kolorową przyrodą.
Warto poświęcić słoneczne popołudnie na spacer Potokami, Jaśminową i Bocheńską. Wrócimy stąd do domów zapewne z lekką zazdrością, że mieszkańcy "Skoczni" mają taką sielankę na wyciągnięcie ręki, ot choćby na spacer z psem :) Ale wrócimy też pełni wrażeń ze wszystkich zmysłów, bowiem i widoki i zapachy i odgłosy dalekie tu są od znanych nam z miejskiego zgiełku :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz