czwartek, 21 sierpnia 2014

Boernerowo

Są takie miejsca, do których trafiam bez szczególnych pobudek, czy to historycznych czy z tzw. "zasłyszenia" (trzeba sprawdzić, bo "podobno jest tam fajnie"). Ot po prostu biorę do ręki plan miasta i szukam, bądź przypadkiem znajduję, jakąś sieć ulic, na której mnie jeszcze nie było. Jeśli ta sieć ulic zdaje się dodatkowo stanowić pewną zwartą, wyodrebnioną topograficznie całość, ciekawość moja wobec tego terenu wzrasta. Dopiero później okazuje się, że trafiłem (bądź nie...) na miejsce warte większej uwagi i uzupełnienia wiedzy na jego temat. Tak też było z Boernerowem.

Choć pisząc te słowa, przypomina mi się jeden epizod, który jednak nie pozwala mi do końca zaklasyfikować bohatera owego postu do wspomnianego wyżej schematu. Bowiem na Boernerowo kiedyś już trafiłem, choć przypadkowo, na krótko i nie z własnej "woli". Była to wycieczka z grupą Warszawska Turystyka Ekstremalna. Po zdobyciu tak zwanej Góry Śmieciowej czy mówiąc bardziej oficjalnie - wysypiska Radiowo - w zapadającym mroku przedzieraliśmy się przez Las Bemowski by nagle wyłonić się z niego na zacisznej, małej uliczce, wśród drewnianych domów jednorodzinnych, oświetlonej ciepłym pomarańczowym, ale nie nachalnie intensywnym blaskiem latarni. Po kilku godzinach spędzonych wśród... śmieci, lasu, (prawie) nieczynnych linii kolejowych i innych gąszczach, można było łatwo stracić orientację w kierunkach geograficznych i powrót do cywilizacji zaskoczył chyba niejednego uczestnika. Gdzie właściwie trafiliśmy ? Czy to jakaś podwarszawska miejscowość, ukryta wśród sosnowych lasów, jakiś drugi Konstancin ? Jeszcze większym szokiem było nagłe opuszczenie tej sielankowej okolicy i odkrycie, że tuż obok kursują autobusy i tramwaj...

Obiecałem sobie wtedy, że kiedyś trzeba tu wrócić i w świetle dnia poznać te zachęcające spokojem ulice. Jak to nie raz z pomysłami bywa, odchodzą gdzieś w zakamarki umysłu - czasem na długie lata. Po tych latach zadziałał schemat z początku postu i w ten oto sposób na Boernerowie znalazłem się znów, nie do końca w tym momencie świadomy, że już tu przecież byłem.

Cofnijmy się w czasie. Rok 1922. Na terenach ówczesnej wsi Babice, dziś to przede wszystkim Las Bemowski, powstaje nadawcza cześć Transatlantyckiej Stacji Radiotelegraficznej, mającej zapewnić łączność m. in. ze Stanami Zjednoczonymi. Przedsięwzięcie duże, znaczące i unikatowe. W krajobrazie to przede wszystkim 10 masztów o wysokości prawie 127 metrów oraz budynki strażnicze z napisem "Czuwaj", których ruiny do dzisiaj odnaleźć można w Lesie Bemowskim (radiostację wysadzili w powietrze Niemcy w 1945 roku).

Przy budowie TSR nie wykorzystano jednak całego zarezerwowanego dla niej terenu. Wtedy to, z inicjatywy Ignacego Boernera, rozpoczęto budowę tzw. Osiedla Łączności.



Osiedle przeznaczone było dla pracowników służby łączności, a także dla weteranów zasłużonych w walkach o niepodległość RP oraz dla ich rodzin. W zasadzie powstały kolejno cztery osiedla, nazywane chronologicznie Pierwszym, Drugim, itd. Osiedlem Łączności. Pierwsze dwa powstały symetrycznie wzdłuż osi dzisiejszej ul. Gen. Kaliskiego (Pierwsze - na płn-zach od niej, Drugie - na płd-wsch) i składały się z domów drewnianych. Trzecie i Czwarte osiedla wmieszały w ów teren zabudowę przeważnie murowaną. W 1936 roku całość nazwano Boernerowem.









  








W 1951 roku Boernerowo włączone zostało do granic Warszawy, jednakże pod nazwą osiedle Bemowo, gdyż dotychczasowa nazwa związana z postacią Boernera nie podobała się socjalistycznej władzy. W 1987 przywrócono wcześniejszą nazwę, a "Bemowo" przeniosło się po 1994 roku na nazwę całej, nowo powstałej dzielnicy (do tegoż roku Boernerowo stanowiło część Woli). Niestety nie tylko nazwa nie podobała się ówczesnym władzom. Dotychczasowych, przedwojennych mieszkańców (w większości patriotów, mocno związanych z poprzednim ustrojem), wysiedlono zastępując ich oficerami i wojskowymi powiązanymi z WAT, Korpusem Bezpieczeństwa Wewnętrznego oraz Informacją Wojskową. Po wielu latach dawni właściciele rozpoczęli walkę o przywrócenie im przedwojennych własności, udało się to jednak niewielu, choć spory trwają do dzisiaj.

Ma też Boernerowo swoją świątynię - niegdyś drewnianą kaplicę, a od lat 70-tych murowany kościół. Całość o bogatej historii, przede wszystkim warto zwrócić uwagę na działalność konspiracyjną w okresie II Wojny, ale również na późniejszą powojenną walkę z władzami o przetrwanie parafii. Przy kościele znajdują się tablice informacyjne, zawierające pełne kalendarium historyczne.



Na końcu ulicy Westerplatte, na skraju Lasu Bemowskiego, stoi przedwojenna figura Madonny z Dzieciątkiem. 



Tuż przy niej głazy upamiętniające śmierć Powstańców Warszawskich, którzy wpadli w tym rejonie w zasadzkę podczas przemarszu do Puszczy Kampinoskiej. Zginęło ok. 100 osób.




Mówiąc o Boernerowie, warto jeszcze wspomnieć o jedynej w Warszawie jednotorowej linii tramwajowej, która tutaj dociera. To kultowa już 20-ka, częściowo spadkobierczyni linii B, która kursowała tu już od 1933 roku.

Z czystym sumieniem polecam więc spacer po Boernerowie (najlepiej połączony z przejażdżką 20-tką). A gdy już się tam znajdziecie, przyjrzyjcie się dobrze mijanym domom, zarówno tym drewnianym jak i murowanym. Do dziś można tam trafić na wiele ciekawych "perełek", choć czasem niszczejących i zapomnianych.





 // Bibliografia
 1) "Boernerowo i jego świątynia" J. B. Raczek, Oficyna Wydawnicza RYTM, Warszawa 2006
 2) http://www.nadajnik-babice.pl/
 3) tablice informacyjne przy Kościele Matki Boskiej Ostrobramskiej na Boernerowie
 3) Warszawikia
 4) Wikipedia

czwartek, 15 maja 2014

Pole Mokotowskie

Nie "Pola" ! I choć wielu przy takiej wersji upierać się będzie, oficjalna, historyczna, jedyna poprawna forma to POLE Mokotowskie. Spór ten sięga niekiedy warszawsko-słoikowych podziałów. Porównuje się bowiem Pole / Pola do tradycyjnego wyróżnika rdzennych warszawiaków, którzy nigdy nie powiedzą Plac "Łilsona" lecz zawsze Plac Wilsona (tak jak się pisze). O ile w przypadku tegoż placu istotnie coś w tym jest, o tyle w przypadku Pól... znaczy się Pola warszawskość wydaje się nie mieć nic do rzeczy. Kolejna argumentacja, jaka niekiedy się pojawia, tj. przedzielenie Pola osią Al. Niepodległości na DWA Pola również nie znajduje żadnego oficjalnego i historycznego uzasadnienia. Tak więc mowa będzie tylko o jednym, tym jedynym Polu Mokotowskim :)

Obecne Pole Mokotowskie nosiło niegdyś (XIX w) nazwę: Mokotowskie Wojenne Pole i zajmowało obszar mniej więcej pomiędzy liniami, wyznaczonymi częściowo przez ulice (bądź ich nieistniejące przedłużenia): Nowowiejską, Polną, księcia Trojdena, Sanocką. A więc był to obszar znacznie większy niż istniejący tu dzisiaj Park Piłsudskiego (Park Pole Mokotowskie)  - 200 ha contra 65 ha. Mokotowskie Wojenne Pole powstało na miejscu pól uprawnych - zarekwirowanych bądź wywłaszczonych na potrzeby wojskowe. Urządono tu poligon wojskowy, organizowano parady, był także wojskowy zakład sadowo-ogrodniczy.

Kilkadziesiąt lat później wybudowano na terenie Pola Mokotowskiego pierwszy w stolicy tor wyścigów konnych (wcześniej wyścigi takie odbywały się np. na ulicy Marszałkowskiej...). Jego następcą, funkcjonującym do dziś, jest słynny tor na Służewcu.

No dobrze, poligon już był, pierwszy tor konny również, co jeszcze ? Przyszła pora na pierwsze w Warszawie lotnisko czyli Lotnisko Mokotowskie. Istniało tu od 1910 roku, przy czym 10 lat po jego powstaniu odbywały się stąd regularne loty pasażerskie, przeniesione następnie w 1930 roku na Okęcie. Prócz lotów pasażerskich odbywały się na Lotnisku Mokotowskim także zawody i pokazy lotnicze, cumowały na nim ogromne sterowce. To tu powstały wreszcie Polskie Linie Lotnicze LOT.
W Parku znajduje się obecnie pomnik Lotniska Mokotowskiego.




















Gdyby jeszcze Wam było mało tych "pierwszych" na Polu Mokotowskim, wspomnieć warto o - oczywiście pierwszym w Warszawie - schronisku dla zwierząt. Funkcjonowało w latach 1953-1973, obecnie znajduje się na tzw. Paluchu (okolice Okęcia).

W okresie odbudowy miasta stały tutaj, teoretycznie prowizoryczne magazyny i baraki - w praktyce wytrwały aż do lat 70-tych, a niektóre zostały zburzone dopiero niedawno. Do magazynów biegła przez Pole bocznica kolejowa z Okęcia. Wybudowano także tereny sportowe RKS "Skra" oraz stadion "Syrena" (zwany też "Syrenką"), obecnie w niszczejącym stanie (głównie "Skra").

Ciekawostką, na którą możemy się natknąć przy przebiegającej przez Pole ulicy Leszowej, jest domek fiński - pozostałość po całym osiedlu takich domków, które istniało tu od lat 40-tych. Te drewniane domki przekazane zostały Polsce przez Związek Radziecki, są zaś pochodzenia fińskiego (ZSRR otrzymało je od Finlandii jako rekompensatę wojenną).



Na ulicę Leszową najłatwiej trafić od strony Al. Niepodległości, gdyż jest tam opatrzona tabliczką. Od strony Pola łatwo pomylić drogę. Więcej podobnych domków zobaczyć można na Osiedlu Jazdów, ale to już inna bajka.

Co dziś jeszcze odnaleźć możemy na Polu Mokotowskim ?

Na mniej uczęszczanej części Pola (spróbujcie trafić sami :)) stoi sobie drewniany CosmoGolem. Podobno opiekuje się marzeniami dzieci, które wrzucają je na kartkach do jego wnętrza. 


Są też na Polu nowoczesne rzeźby projektu Art Konfrontacje. Tak zwana sztuka nowoczesna nigdy jakoś do mnie specjalnie nie przemawiała. Nie inaczej było, gdy szukałem owych rzeźb i przyglądałem im się z bliska, przygotowując materiał do tegoż wpisu.

Jedna z rzeźb przykuła moją uwagę nieco bardziej...



 ...choć nie wiem dlaczego. Raczej nie ze względu na jej "wymowę", gdyż nie udało mi się odgadnąć dlaczego właściwie nosi nazwę "Rozmowy w cztery oczy". Jak przeczytać możemy na blogu Art Konfrontacje: "Twórca nie przedstawia rzeczywistości w karykaturze dosłownej. Stosuje rodzaj kpiny czytanej pomiędzy formą a tytułem dzieła". Pewnie tak jest. A więc idziemy dalej. Oto inne rzeźby:



Na zdjęciu z lewej widzimy "Symbiozę", z prawej zaś "Trębacze". Oprócz powyższych, na Polu stoją jeszcze inne cztery rzeźby, przy czym - jak dla mnie - jedyną w pełni przyswajalną są właśnie "Trębacze". Ale poszukajcie, podumajcie i oceńcie sami.

Nie licząc sztuki Art Konfrontacje, jest jeszcze jedna rzeźba, o której warto wspomnieć. Prosta, ładna i szlachetna w wymowie. Rzeźba, a w zasadzie pomnik, Szczęśliwego Psa.


Nie jest to jedyny pomnik Szczęśliwego Psa w Polsce. W każdym bądź razie do tego pozował golden retriever o imieniu "Lokat".

We wschodniej części Pola Mokotowskiego zwraca uwagę pewien techniczny obiekt.




Choć używany najczęściej do przesiadywania z piwem i innego rodzaju trunkami, w istocie jest to wentylatornia szlakowa pierwszej linii metra. 

Również we wschodniej części Pola stoją dwa pomniki - Jazdy Polskiej oraz Lotników Poległych.





















Mała dygresja w między czasie - pisząc wschodnia / zachodnia część Pola mam na myśli podział wyznaczony osią Alei Niepodległości.

No tak. O różnych "pierdołach" typu rzeźby i wentylatornia napisałem, a przypomniało mi się teraz jeszcze coś dużo ważniejszego. Pamiętacie pewnie, choćby z początku tego wpisu (wiem, dawno to było, ale sorry - chciałem by to był wpis monograficzny, więc musi być długi ;P), że Park Pole Mokotowskie nosi imię Józefa Piłsudskiego. To tutaj bowiem odbyła się defilada będąca zakończeniem warszawskich uroczystości pogrzebowych Marszałka. 


Trochę szkoda, że początek głosi "na POLACH Mokotowskich". No ale trudno. 




















I znów z poważniejszego tematu schodzimy na ziemię, by zobaczyć: po lewej stronie "Hotel dla dziko żyjących owadów zapylających", po prawej zaś "Jerzykownik" - budki lęgowe dla jerzyków (takich ptaków, nie małych Jerzych ;P).

Z kronikarskiego obowiązku wspomnę iż jest na Polu jeszcze jeden niewspomniany wcześniej obiekt: kamień upamiętniający 80-lecie Lasów Państwowych. Zdjęcie chyba nie jest konieczne.

Pole Mokotowskie jest dziś jednak dla Warszawiaków przede wszystkim oazą zieleni, sportu, wypoczynku i spożywania pod chmurką napojów alkoholowych. A pospacerować czy posiedzieć na trawie naprawdę jest gdzie.



Nie braknie również miejsc, gdzie piwa możemy napić się legalnie. Jest chociażby "Bolek", "Lolek", "Tola" oraz "Marylin". Do tego "Klub Park", nocny "FonoBar" oraz restauracja "Jeff's". Osobiście polecam "Marylin" - stoliki w 100% na świeżym powietrzu (minus przy deszczu, no ale co tam), do tego możliwość zjedzenia kiełbasy z grilla no i bliskość stawu.

W najcieplejszych miesiącach na Polu Mokotowskim odbywają się seanse Filmowej Stolicy Lata.

O Polu nie słyszeć nie podobnym jest. Jego popularność wyraża się zarówno w liczbie odwiedzających je Warszawiaków jak i przyjezdnych. I choć nie jestem w nim jakoś specjalnie zakochany to przyznać muszę, że moje ścieżki nieraz na Pole wiodą. No bo tu się po prostu bywa ! Jeździ na rowerze, chodzi na "wybiegi" z psami, przyjeżdża na piwo, przechodzi wracając nocą z imprezy czy też przesiaduje z dziewczyną nad stawem w romantycznym blasku księżyca (romantyczność nieco spada, gdy ktoś akurat drze ry... buzię, spożywszy pod chmurką zbyt duże ilości pewnego napoju ; a dźwięki na Polu rozchodzą się zaskakująco dobrze). 

Ma to Pole w sobie coś takiego, że wybieramy je często jako "pierwszy rzut". Gdy nic innego nie przychodzi do głowy, ale też gdy potrzebujemy parku łatwo dostępnego, uniwersalnego no i wystarczająco rozległego. Tych atutów Polu z pewnością odmówić nie można. Teraz więc, bogatsi w wiedzę (mam nadzieję) i bardziej świadomi (również mam nadzieję :)) atrakcji naszych małych (duże to Kampinos) płuc Warszawy - wyłączamy komputery (telefony etc. ; teraz wszystko w zasadzie komputerem jest) i ruszamy - ja rowerem -  na POLE Mokotowskie !

Na koniec podziękowania dla mojej Doroty za wsparcie ortograficzno-gramatyczne (choć nie tylko takie) przy powstawaniu tegoż wpisu :)


P.S.
Aha ! Dlaczego właściwie "Mokotowskie" ?? Przecież to głównie Ochota i Śródmieście. Ano dlatego, że początkowo to wcale nie była Warszawa. A docierało się tu zazwyczaj jak ? Przez Rogatki Mokotowskie, czyli historyczny "wjazd" do miasta, znajdujący się na obecnym Placu Unii Lubelskiej (dawne Rondo Mokotowskie). Mokotów (dawniej: Mokotowo) włączony został do Warszawy w 1916 roku, Mokotowskie Wojenne Pole istniało już po 1831 r.


// źródła:
 *  tablice informacyjne Zarządu Oczyszczania Miasta umieszczone na Polu Mokotowskim
 *  tablice pomników umieszczonych na Polu Mokotowskim
 * "Ochotnicy na spacer. Przewodnik po Ochocie." J. Zieliński
 * "Ogarnij miasto. Warszawa. Miejski przewodnik subiektywny." M. Ignerska
 *  oficjalna strona internetowa Pola Mokotowskiego, http://www.polemokotowskie.pl/
 *  "CosmoGolem walczy o prawa dziecka", "moje miasto MM",
 http://www.mmwarszawa.pl/270057/2009/9/10/cosmogolem-walczy-o-prawa-dziecka?category=news
 *  wątek "Pole Mokotowskie 1945-75", Forum Stowarzyszenia Obrony Pozostałości Warszawy,
 http://www.kolejkamarecka.pun.pl/viewtopic.php?id=2560
 *  oficjalna strona internetowa pleneru rzeźbiarskiego Art Konfrontacje,   
 http://www.artkonfrontacje.blogspot.com/
 *  Warszawikia - "Wszystko o Warszawie",
http://warszawa.wikia.com/
 *  Wikipedia
http://pl.wikipedia.org/

czwartek, 17 kwietnia 2014

Świdermajer

Na przełomie XIX i XX wieku, pod Warszawą, wzdłuż nowo wybudowanej linii Kolei Nadwiślańskiej, zaczęły powstawać miejscowości-letniska, dziś tworzące dość jednorodny ciąg od Wawra (historycznego) i Anina po Otwock - tzw. Linię Otwocką. Większa część tych miejscowości tj. prócz Józefowa i Otwocka została włączona później do granic miasta Warszawy.

Niepowtarzalnym wyróżnikiem Linii Otwockiej jest jej odrębny, wywodzący się z niej i spotykany tylko (z bardzo nielicznymi wyjątkami) tutaj, styl drewnianej zabudowy letniskowej. Styl ten opracował Włoch - Michał Andriolli, który pod koniec XIX wieku wybudował nad Świdrem (na pograniczu dzisiejszego Józefowa i Otwocka) dom dla siebie oraz kilkanaście domów dla letników z Warszawy. W późniejszym czasie pojawiały się kolejne wille wzorowane na domach Andriolliego. Styl Andriolliego (inaczej także: styl nadświdrzański) nazwany został, za sprawą K. I. Gałczyńskiego, świdermajerem ("Te wille, jak wójt podaje, są w stylu 'świdermajer'" - K. I. G., "Wycieczka do Świdra"). Nazwa ta, nieco kpiąca (od drobnomieszczańskiego stylu biedermeier), przyjęła się powszechnie.

Świdermajer definiuje oddzielny sposób konstruowania ścian, elementów wiązań, wypełniania przestrzeni pomiędzy elementami konstrukcyjnymi itd, lecz dla "zwykłego śmiertelnika" wyróżnia się przede wszystkim charakterystycznym wyglądem zewnętrznym.




Wille w stylu nadświdrzańskim, czyli świdermajery, budowane były z drewna sosnowego i wzorowane bryłą na stylu szwajcarskim (tyrolskim), typowym dla alpejskich schronisk górskich. Bardzo charakterystycznymi wyróżnikami tych willi są: piętrowe werandy, bogata ornamentyka (m. in. ażurowe zdobienia werand), spiczaste zakończenia dachów oraz kolorowo malowane okiennice. Wymienione cechy zaczerpnięte zostały przede wszystkim z architektury rosyjskiej (Andriolli studiował w Rosji).



Domy w stylu świdermajer powstawały głównie w dwóch ramach czasowych, stąd też określa się ich tzw. pierwszą i drugą generację. Pierwsza generacja, znacznie staranniej wykonana i z bogatszym zdobieniem, przypada na lata 1880-1918. Druga generacja, z okresu międzywojennego, była już uboższa i słabsza.

Świdermajer to nie tylko wille, to także ich otoczenie - w stylu utrzymywane były m. in. płoty i bramy (na zdjęciu niżej widzimy charakterystyczne spiczaste zwieńczenie daszku bramy).


Świdermajery to niełatwy cel do oglądania i fotografowania. Choć można się na nie natknąć często nawet przypadkiem, wędrując bez planu ulicami Wawra, Anina, Radości, Miedzeszyna, Falenicy, Józefowa czy Otwocka, to często stoją w głębi dużych działek, bywa że mocno zarośniętych i zaniedbanych (jak i same domy). Rzadko kiedy wystawią nam się ot tak - en face i w pełnej klasie, ale i tak warto je "śledzić" - póki jeszcze są. Niestety sporo willi znika co i raz w "tajemniczych" pożarach, inne pogłębiają się w zaniedbaniu i rozpadają.








Jest jednak i druga strona medalu. W ostatnich latach pojawiły się inicjatywy wspierające styl świdermajer, zrzeszające jego miłośników i domagające się ochrony i ewidencji zabytkowych willi. Jedną z takich inicjatyw jest "Swidermajer.info" - warto zajrzeć na ich stronę internetową a także jej facebookowy odpowiednik. 
Podobnie niektórzy właściciele świdermajerowskich domów dbają o to by, zachowując cechy stylu, odnowić je i nadać im nowy blask. 


Życie kwitło niegdyś bujnie na werandach letniskowych świdermajerów, zwłaszcza że w Świdrze powstało dużo stylowych pensjonatów, a w sąsiednim Otwocku rozwinęło się uzdrowisko (dziś Świder jest częścią Otwocka).

"Dzisiaj noc taka ładna !
Księżyc chodzi z gitarą,
szulerzy na werandach
krzyczą 'kier' i 'karo'.

Tak zwana pani Luna
w króla pik patrzy chytrze.
Przegrała. Noc jak fortuna
kołem toczy się w Świdrze."
(K. I. Gałczyński, "Wille w Świdrze").




sobota, 5 kwietnia 2014

Słoneczna Italia

"Zmierzającego na zachód warszawianina wita na pierwszym przystanku z okien wagonu miły widok (...)" podaje przedwojenny przewodnik "Włochy pod Warszawą".

Zdanie to nie straciło dziś ani trochę na swojej aktualności (no może poza rozumieniem słowa 'warszawianin' - dziś zarezerwowanego bardziej dla przyjezdnych ; prawdziwy, "rdzenny" to 'warszawiak' :)). Z okien pociągów, opuszczających stolicę w kierunku Poznania, Katowic i Krakowa (przez Centralną Magistralę Kolejową), "chwilę" za Warszawą Zachodnią, uwagę przykuwają zabytkowe wille i kamienice miasta-ogrodu Włochy.

O mieście-ogrodzie było już w poście traktującym o Sadybie, podstaw koncepcji powielać więc nie ma co. Zainteresowanych zapraszam do archiwum. Skupmy się na Włochach. Status tej części Warszawy zmieniał się na przestrzeni dziejów od wsi, poprzez osadę fabryczną, samodzielne miasto, część dzielnicy Ochota po - jak obecnie - osobną dzielnicę.

Tory kolei warszawsko-wiedeńskiej dzielą miasto-ogród Włochy na dwie części - południową zwaną Starymi Włochami oraz północną - Nowe Włochy (wraz z tzw. Kolonią Wiktoryn, położoną na wschód od ciągu ulic Globusowa-Dźwigowa). W woli ścisłości zdjęcia przedstawiane niżej będą pochodziły właśnie z tego drugiego obszaru (tj. Nowe Włochy + Kolonia Wiktoryn).

Włochy, jakie znałem do tej pory, to te widziane z pociągu. Mniej więcej na wysokości stacji kolejowej Warszawa Włochy rozpoczynam bowiem zazwyczaj (kończąc na poziomie Gołąbek czasem Płochocina tudzież Grodziska Mazowieckiego czasem Korytowa w zależności od obranego kierunku), podczas porannej podróży, spożycie napoju energetyzującego w postaci Tigera lub jego tańszej hipermarketowej pochodnej, jednocześnie zerkając leniwie w okna, dopiero co rozpoczynającego się rozpędzać składu. Któraś z podróży uświadomiła mnie w końcu, że warto zawitać w ten rejon nie-pociągiem. Przyjechałem więc rowerem na wstępne rozpoznanie. A potem pieszo (tzn. też pociągiem, ale mniejsza o to), z aparatem.

Przede wszystkim, to co "uderza" we Włochach najbardziej to niesamowita ilość starych, nieotynkowanych budynków z czerwonej cegły. Chciałoby się napisać 'zabytków' - niestety patrząc po Rejestrze, oficjalnie przynajmniej, nie można tak ich nazwać (miejmy nadzieję, że sytuacja kiedyś ulegnie zmianie w pozytywnym kierunku). 







 
 
Napotkamy w Nowych Włochach także wiele charakterystycznych, mało-miasteczkowych kamienic ze sklepami "na winklu" czyli w narożnikach ulic.



Natknąć można się również na relikty drewnianej zabudowy...


 ...ale i na "nowoczesne", okazałe wille:

















W Parku Kombatantów stoi XIX-wieczny pałacyk, obecnie biblioteka...



...oraz kilkadziesiąt ławek. Nie byle jakich ławek, bo z zachowanym przedwojennym, oryginalnym i specyficznym tylko dla Warszawy wzornictwem. Niegdyś takie właśnie ławki stały w stołecznych parkach a wzór był pilnowany, by nie pojawił się w żadnym innym mieście. Obecnie zobaczyć możemy je tylko w tymże parku. Część z nich jest autentycznie przedwojenna, odrestaurowana, część zaś nowa lecz z zachowanym wzornictwem (za: "Warszawskie Włochy, wczoraj, dziś, jutro."). 


Jeśli to Wam nie wystarczy, to może przyciągną was do Włoch nazwy ulic. Czyż może bowiem nie przyprawić o uśmiech na twarzy ciąg trzech, wygiętych (zgodnie z resztą z koncepcją miasta-ogrodu), "posortowanych malejąco" uliczek: Łuki Wielkie, Łuki Małe i oczywiście... Łuczek. Jeśli jednak nawet to Was nie przekona - udajcie się na ulicę Uśmiech. Bo i taka tu jest :) Także, na wszelkie smutki i nie-smutki, długo się nie zastanawiajcie i po prostu - "lećcie" do Włoch :)

P.S.
Cała dzielnica zaskakuje jeszcze czymś. Promocją samej siebie. Jeśli "licho" Was poniesie na jej oddaloną od omawianej część, położoną przy Alei Krakowskiej - zawitajcie koniecznie do Urzędu Dzielnicy Włochy. Wszedłem tam z niczym, wyszedłem z torbą zapełnioną kilkoma książkami. Torbą też nie byle jaką, bo "Zakochaj się w Warszawie, we Włochach". Wszystko oczywiście bezpłatnie - polecam, jeśli jeszcze traficie na nakład :)



poniedziałek, 10 marca 2014

Rzuć bracie blagie i chodź na Pragie

Takimiż oto słowami, w wiekowej już lecz niesamowicie wpadającej w ucho piosence, Kapela Czerniakowska zaprasza nas na prawy brzeg Wisły.

Niektórzy na samą myśl popukają się w czoło. Cóż, choć Praga ma w zanadrzu wiele atutów to jednak w świadomości powszechnej zakorzeniła się bynajmniej innymi cechami. Nawet jeśli nie do końca udowodnionymi, to niczym słowiańskie licho funkcjonuje już od dawien dawna w naszych umysłach jako źródło wszelkiego zła. 

Mitu Pragi obalać nie zamierzam (jako wszakże lewobrzeżny Warszawiak ;D), choć może nieco (ale tylko nieco ;P) ją pod obronę wezmę. Po pierwsze więc nie wszędzie na Pradze jest tak źle jak mogłoby się wydawać. Fakt, można by wymienić z nazwy kilka ulic, którymi bez zaczepki przejść jest wielką sztuką (nie wiem czy wykonalną, nawet niektórzy przewodnicy miejscy unikają za wszelką cenę takich wędrówek i to w towarzystwie grupy), ale jest też wiele miejsc gdzie poczujemy się jak w wielkomiejskim Śródmieściu. Po drugie, w tzw. "biały dzień", w godzinach wzmożonego ruchu pieszego nawet te gorsze ulice stają się nieco bardziej bezpieczne (jak to mawiał mój wujek, rodem z Pragi - "jeśli brak komuś wrażeń to niech się w nocy przejdzie Brzeską" ;P). Po trzecie wreszcie - pamiętajmy, że i na tym dalekim wschodzie (: )) toczy się jednak normalne życie, w które możemy się choćby turystycznie wmieszać. Praga to nie tylko niezliczona liczba szukających zaczepki dresów (bramy do podwórzy pomijam :)).

Po tym nieco przydługim wywodzie czas na konkrety. Jednymi z ciekawszych miejsc na Pradze, stojącymi w opozycji do starych czynszowych kamienic i podwórzy-studni (choć tychże uroku absolutnie nie kwestionuję !!), są powojenne osiedla Praga I oraz Praga II na tzw. Nowej Pradze.

Pierwsze z nich przedstawia typowy modernizm i funkcjonalizm, wierne jeszcze przedwojennym zasadom architektonicznym. Niskie bloki o wyszukanych, bardzo różnorodnych kształtach, niekiedy podparte na słupach (jedna z charakterystycznych cech stylu), do tego dużo zielonej przestrzeni między nimi.



















Wśród zabudowań osiedla spotkamy także przykuwające uwagę budynki z szarej cegły.


Idąc w kierunku północnym przez osiedle Praga I krajobraz po pewnym czasie nam się raptownie zmieni. Sąsiadujące z nim bowiem zabudowania Praga II mają już zupełnie inny charakter:


Oto bowiem socrealizm czyli mówiąc pełniej - realizm socjalistyczny. Styl dość nietypowy choćby ze względów historycznych, bowiem jako jedyny został ukształtowany i narzucony przez... władze. Z tego też względu jego ramy czasowe są ściśle zdefiniowane: 1949-1956. Funkcjonując jako narzędzie komunistycznej propagandy wymuszał zabudowę "socjalistyczną w treści i narodową w formie" - cokolwiek oznaczać to miało. 

W praktyce stawiano więc monumentalne budynki, nawiązujące nieco stylem do renesansu czy klasycyzmu, dość obficie zdobione, zaopatrzone często w gzymsy, attyki, arkadowe podcienia i portale. Do tego projektowano wielkie centralne place i szerokie ulice, które "otwierane" miały być przez jeszcze okazalsze budowle z wieżyczkami.

Socrealizm realizowany był w różnym stopniu i w wielu wariantach. W Warszawie jego najpełniejszą postacią jest tzw. Marszałkowska Dzielnica Mieszkaniowa (MDM), w otoczeniu Placu Konstytucji. Wróćmy jednak do Pragi II, zwanej z resztą właśnie "praskim MDMem". Zdobień raczej tu brakuje, ale monumentalizm jak najbardziej jest. Do tego "arkadowe" przejścia na podwórza, kolumny, jest też centralny plac - Plac Hallera, którego okazałym przedłużeniem jest szeroka ulica Szymanowskiego.















Zielone podwórza zamknięte są przez "ramiona" rozległych budynków:


"Fani" nieco nowszej i wyższej architektury mogą kontynuować jeszcze spacer osiedlem Praga III. Wszystkie trzy wymienione pod nazwą Praga osiedla układają się w linii równoległej do ulicy Jagiellońskiej (na wschód od niej), pomiędzy św. Cyryla i Metodego a Rondem Starzyńskiego.